Spokojnych i radosnych Świąt Bożego Narodzenia, wszelkiej pomyślności w Nowym Roku!

DOBRE POMYSŁY – O PROJEKCIE USTAWY O WOLNOŚCI SŁOWA W SIECI

Zajmowałem się już dwukrotnie na portalu SDP projektem ustawy o wolności słowa w internecie – z tym że zajmowałem się nieco teoretycznie, bo bez samego projektu ustawy, którego Ministerstwo Sprawiedliwości nie pokazało. Tak się składa, że teraz mogę zająć się tym tematem po raz trzeci, już konkretnie, bo oto projekt udało się wydobyć ekspertom Fundacji Obywatelskiego Rozwoju (można go wraz z komentarzem znaleźć TUTAJ).

Kto czytał moje poprzednie teksty, ten wie, że uważam, iż systemowe rozwiązanie coraz poważniejszych problemów z mediami społecznościowymi, a już szczególnie z nieprzejrzystością ich decyzji, pozbawiających użytkowników dostępu do swoich kont, uważam za potrzebne i pilne. Ostatnie dni przyniosły kolejną zadziwiającą decyzję: YouTube zablokował konto kanału PCh24 za film, który był co prawda na kanał załadowany, ale nigdy nie miał statusu publicznego. Czyli nie był dla nikogo – poza właścicielami kanału – widoczny.

Ja sam zaś, na swoją małą i mniej dotkliwą miarę, doświadczyłem w tym samym mniej więcej czasie innej formy swoistej cenzury, gdy najnowszy odcinek mojego wideoblogu został przez YouTube zdemonetyzowany, czyli zostałem pozbawiony możliwości zarobienia na emitowanych przy jego okazji reklamach (poza subskrypcją YouTube Premium). Najpierw zdecydował o tym algorytm (standardowo bez wskazania na powód takiej decyzji, choć przecież program musi na czymś bazować), a następnie tę ocenę po dwóch dobach potwierdzili „eksperci” YT. Również – standardowo – bez uzasadnienia. Każdy, kto miał z tym mechanizmem do czynienia, może potwierdzić, że internetowy twórca czuje się jak Józef K. w „Procesie”: zostaje skazany, ale nie ma pojęcia, za co i nie wie, czego ma w przyszłości unikać, jeśli nie chce, żeby sankcja się powtórzyła.

Nawiasem mówiąc, choć demonetyzacja jest w rękach przede wszystkim YT potężnym narzędziem cenzorskim, a odbywa się całkowicie nieprzejrzyście – projekt ustawy się nią w żadnym miejscu nie zajmuje. Według definicji, zawartych w art. 3. projektu, „ograniczenie dostępu do treści” tego typu sankcji nie obejmuje.

Projekt budzi mieszane odczucia. Jak słusznie zauważają eksperci FOR, niezwykłe jest to, że umieszczono w nim preambułę, czego w ustawach zwykle się nie umieszcza. W niej zaś tkwi sprzeczność, jest tam bowiem mowa o tym, że celem ustawy jest zagwarantowanie wolności wypowiedzi oraz „wzmocnienie jej roli w poszukiwaniu prawdy”; powtarza to również art. 1. projektu. Tymczasem te dwie wartości nieraz stają naprzeciw siebie. Stwierdzając, że ważna jest dla nas wolność słowa, bo ona jest przede wszystkim zagrożona, godzimy się z tym, że w jej ramach będą się pojawiały nie tylko wypowiedzi dla nas przykre i niewygodne, ale też wprost nieprawdziwe. Jeśli mowa o nieprawdzie, która wyrządza krzywdę, może ona być oczywiście przedmiotem czy to zawiadomienia do prokuratury, czy pozwu cywilnego.

Projekt poprzez zmiany w kodeksie postępowania cywilnego wprowadza zresztą instytucję tzw. ślepego pozwu, czyli składanego przeciwko osobie, której prawdziwych danych sami nie jesteśmy w stanie zdobyć. To ułatwia pozywanie osób kryjących się za anonimowymi kontami lub fałszywymi nickami. I to jest dobre rozwiązanie. Inna sprawa, że może się to okazać narzędziem bezskutecznym, projekt mówi bowiem, że sąd występuje do usługodawcy o nadesłanie danych, ale „umarza postępowanie, jeżeli usługodawca nie nadeśle danych […] w terminie 3 miesięcy od doręczenia wystąpienia sądu o nadesłanie danych”. Nietrudno sobie taką sytuację wyobrazić w przypadku serwisów nieposiadających w Polsce przedstawicielstwa (o tym jeszcze dalej). Kara za nienadesłanie danych, będąca odpowiednikiem kary za niestawiennictwo świadka, raczej nie zrobi wrażenia.

Najważniejsze krytyczne uwagi do projektu mieszczą się w dwóch wątkach.

Pierwszy to kwestia Rady Wolności Słowa. Wśród wymogów dotyczących członków Rady mowa jest o nieposzlakowanej opinii – nie bardzo jednak wiadomo, co to oznacza (choć co prawda jest to termin pojawiający się w wielu aktach prawnych) i kto miałby to weryfikować. Mogą też budzić wątpliwości wymogi wykształcenia prawniczego lub „niezbędnej wiedzy w zakresie językoznawstwa lub nowych technologii”. Co to jest w tym wypadku „niezbędna wiedza”?

Można również zadać sobie pytanie, czy nie jest zbyt wąska lista osób, które w RWS zasiadać nie mogą (to m.in. posłowie, senatorowie, samorządowcy). Przede wszystkim jednak rozczarowujący jest zaproponowany tryb wyboru przewodniczącego i członków RWS. MS głośno mówiło o 3/5 głosów (w obecności co najmniej połowy ustawowej liczby posłów), co wymuszałoby zbudowanie porozumienia – i ten pomysł wcześniej chwaliłem. Okazuje się jednak, że tak miałoby być tylko w pierwszym głosowaniu, bo jeśli ono nie przyniosłoby rozstrzygnięcia, w następnym głosowano by już zwykłą większością. W praktyce zatem wygląda to tak, że dla pozorów ustawodawca daje możliwość wybrania członków RWS większością konsensualną, ale przecież nietrudno policzyć, że w obecnym składzie Sejmu ta większość – 276 głosów w pełnym składzie izby – jest nieosiągalna bez Zjednoczonej Prawicy. Wystarczy zatem, że rządząca koalicja nie poprze propozycji uzgodnionych nawet łącznie przez całą obecną propozycję, a w kolejnym głosowaniu bez najmniejszego problemu przepchnie własnych kandydatów. Na 6-letnie kadencje, praktycznie nieodwoływalnych. A to może już budzić poważne wątpliwości, nawet obawy. RWS nie ma sensu, jeśli nie byłaby organem naprawdę wielopoglądowym.

Kolejna kwestia to afiliowanie pięcioosobowej RWS przy Urzędzie Komunikacji Elektronicznej, który ma zapewniać całą jej obsługę, a z jego budżetu mają pochodzić środki na funkcjonowanie rady. Z jednej strony to dobrze, bo w ten sposób unika się tworzenia nowej, dodatkowej infrastruktury. Z drugiej jednak – o czym już wspominałem we wcześniejszych tekstach – trudno sobie wyobrazić, żeby pięć osób, plus obsługa wyznaczona przez UKE, była w stanie uporać się z potencjalnym nawałem skarg na usługodawców, dotrzymując siedmiodniowego terminu załatwienia sprawy (który jak na internetowe standardy i tak nie jest najkrótszy).

Drugi i zasadniczy problem to skłonienie podmiotów do współpracy. Zgodnie z projektem każdy usługodawca (zgodnie z definicją z projektu – dostawca usługi internetowego serwisu społecznościowego, posiadającego co najmniej milion zarejestrowanych użytkowników – aczkolwiek nie wspomniano, że chodzi o użytkowników zamieszkujących w Polsce, co zresztą byłoby trudne do weryfikacji) musi ustanowić w naszym kraju przedstawiciela. Z ustawy nie wynika, czy warunkiem jest działanie w jakiejkolwiek formie na terenie Polski, a zatem można by przyjąć, że Polska chce taki obowiązek nałożyć na dostarczyciela każdego serwisu społecznościowego na świecie, który ma minimum milion użytkowników. To znaczyłoby, że przedstawiciela w Polsce musiałby mieć np. chiński WeChat, praktycznie Polakom nieznany, a mający 1,17 mld użytkowników. To absurd.

Z drugiej strony posiadanie przedstawiciela w kraju to warunek, aby z innych procedur w ogóle coś wyszło, bo wszystkie opisane procedury kontroli wymagają jego udziału. Za nieustanowienie przedstawiciela kara wynosi – podobnie jak za złamanie innych postanowień ustawy – od 50 tys. do 50 mln złotych. Brzmi imponująco.

Brakuje jednak odpowiedzi na jedno podstawowe pytanie: w jaki sposób polskie państwo zamierza skłonić lub zmusić zagraniczne podmioty takie jak Twitter (brak siedziby w Polsce, główna siedziba w San Francisco, strony pomocy wyłącznie po angielsku, wszystkie działania prawne bazujące na prawie amerykańskim, w tym stanu Kalifornia) do poddania się postanowieniom ustawy? Tego niestety Ministerstwo Sprawiedliwości nie wyjaśnia. Próba wyegzekwowania ewentualnej kary byłaby tu skrajnie karkołomna. Przypomina to niestety nieco nieszczęsną nowelizacje ustawy o IPN, której twórcy założyli, że będą w stanie objąć działaniem polskiego prawa podmioty z drugiego końca świata.

Ogólnie rzecz biorąc, ustawa zawiera dobre pomysły, wymagające jednak dopracowania. Bardzo sensowny jest wymóg sporządzania co pół roku po polsku sprawozdania, przejrzyście objaśniającego sposób załatwiania reklamacji (art. 15 ust. 1.). Pomysł ustanowienia zewnętrznego organu kontrolnego również ma sens.

Wszystko to jednak na nic, jeśli – po pierwsze – RWS miałaby być kolejnym organem administracji obsadzonym przez rządzącą większość i – po drugie – jeśli cyfrowi giganci najzwyczajniej się nie podporządkują, a polskie państwo nie będzie w stanie kompletnie nic z tym zrobić.

Łukasz Warzecha (foto)_                                                                                                                                                                          sdp.pl

Поделиться новостью в социальных сетях:

5 thoughts on “DOBRE POMYSŁY – O PROJEKCIE USTAWY O WOLNOŚCI SŁOWA W SIECI

  • 15/02/2021 at 12:43 дп
    Permalink

    Projekt ustawy o ochronie wolnosci slowa w serwisach spolecznosciowych mial gwarantowac, ze w internecie nie beda prowadzone dzialania cenzorskie. Zdaniem prawnikow jest wrecz przeciwnie: proponowana w ustawie Rada Wolnosci Slowa bedzie niczym urzad cenzury, nieprecyzyjne terminy groza arbitralnoscia decyzji, a o tym, ktore tresci w sieci zablokowac, zdecyduje prokurator. Opublikowany w poniedzialek 1 lutego przez Ministerstwo Sprawiedliwosci kilkakrotnie zapowiadany projekt ustawy o ochronie wolnosci slowa w internetowych serwisach spolecznosciowych zawiera przepisy, ktore tak naprawde moga wolnosc slowa ograniczyc. Jak np. plan powolania Rady Wolnosci Slowa, ktora moglaby nakladac na wlascicieli mediow spolecznosciowych ogromne kary, gdy nie beda wykonywac jej decyzji.

    Reply
  • 23/02/2021 at 1:38 пп
    Permalink

    Projekt przewiduje tez zlozenie do serwisu spolecznosciowego skargi na publikacje zawierajace tresci niezgodne z polskim prawem z zadaniem ich zablokowania. W obu przypadkach serwis w ciagu 48 godzin bedzie musial rozpatrzyc skarge. Jesli wyda decyzje odmowna, bedzie mozna zwr cic sie do sadu, a ten rozpozna taka skarge w ciagu siedmiu dni. Postepowanie bedzie mialo calkowicie elektroniczny charakter, a prowadzone bedzie przez wyspecjalizowany Sad Ochrony Wolnosci Slowa, utworzony w jednym z sad w okregowych.

    Reply
  • 16/03/2021 at 12:23 дп
    Permalink

    Boguslaw Wieczorek podsumowuje projekt ustawy Zbigniewa Ziobry o ochronie wolnosci slowa w internecie 16 lutego 2021 Boguslaw Wieczorek podsumowuje projekt ustawy Zbigniewa Ziobry o ochronie wolnosci slowa w internecie 16 lutego 2021

    Reply
  • 20/03/2021 at 2:09 пп
    Permalink

    Przelomowa ustawa o ochronie wolnosci slowa w internecie — Ministerstwo Sprawiedliwosci — Portal Gov.pl W celu swiadczenia uslug na najwyzszym poziomie stosujemy pliki cookies. Korzystanie z naszej witryny oznacza, ze beda one zamieszczane w Panstwa urzadzeniu. W kazdym momencie mozna dokonac zmiany ustawien Panstwa przegladarki. Zobacz polityke cookies.

    Reply
  • 20/04/2021 at 7:06 дп
    Permalink

    Media spolecznosciowe powinny byc przestrzenia wolnosci slowa. Jednak coraz wiecej os b dostrzega niepozadana ingerencje w zamieszczane tam tresci, czesto usuwane, choc nie naruszaja polskiego prawa. — Nierzadko ofiarami ideologicznych zaped w cenzorskich padaja przedstawiciele funkcjonujacych w Polsce rozmaitych srodowisk, kt rych tresci sa usuwane badz tez blokowane w internecie zaznaczyl minister Zbigniew Ziobro. W serwisach internetowych pojawia sie tez coraz wiecej fake news w, a gdy ktos chce sie przed nimi bronic, nie moze dochodzic swoich praw. Stad koniecznosc wprowadzenia adekwatnych do zmienionej rzeczywistosci procedur. Minister Sprawiedliwosci podkreslil koniecznosc wywazenia w nowych przepisach zar wno swobody debaty publicznej, jak i ochrony d br osobistych i praw os b w tej debacie uczestniczacych.

    Reply

Добавить комментарий для Светлана Отменить ответ

Ваш адрес email не будет опубликован. Обязательные поля помечены *